Bajkomat logo

Bajkomat

Magiczny świat bajek

Publiczna biblioteka bajekNowość
Porównaj
App Store
Google Play
Wróć do biblioteki bajek
📚 Długa bajka

Jaś i Małgosia

5.0 (8)

Klasyczna baśń braci Grimm o rodzeństwie porzuconym w lesie przez ojca i złą macochę. Dzieci odnajdują chatę z piernika należącą do czarownicy.

Bracia Grimm

1976 słów



Jaś i Małgosia

Na skraju wielkiego lasu mieszkał ubogi drwal z drugą żoną i dwojgiem dzieci. chłopczyk nazywał się Jaś, a dziewczynka Małgosia. W chacie niewiele było jedzenia, a gdy drożyzna zapanowała w kraju, brakło im nawet suchego chleba na zaspokojenie głodu. Strapiony drwal długo nie mógł zasnąć wieczorem i wzdychając ciężko, rzekł do macochy swych dzieci: — Co się z nami stanie? Jak wyżywimy biedne dziatki nasze, gdy sami nie mamy co jeść? — Trudna rada, mężu — odparła macocha — jutro o świcie musimy wyprowadzić dzieci do lasu, gdzie największa gęstwina. Tam rozpalimy ogień, damy im po kawałku chleba, potem pójdziemy do swojej roboty, a dzieci pozostawimy własnemu losowi. Oczywiście nie trafią z powrotem do domu i w ten sposób pozbędziemy się ich. — Nie, żono — odparł drwal — tego nie uczynię. Nie miałbym serca zostawić dzieci w lesie! Dzikie zwierzęta rozszarpałyby je przecież. — O, głupcze — rzekła macocha — inaczej wszak wszyscy czworo umrzemy z głodu, możesz już ciosać deski na trumny! — i tak długo go przekonywała, aż drwal z ciężkim sercem uległ jej namowom. — A jednak żal mi tych biednych dzieci — rzekł. Tymczasem dzieci również nie spały, gdyż nie mogły usnąć z głodu, i słyszały wszystko, co macocha mówiła do ojca. Małgosia płakała gorzkimi łzami i mówiła do Jasia: — Teraz jesteśmy już zgubieni! — Cicho, Małgosiu — uspokajał ją Jaś — nie martw się, już ja znajdę ratunek! A gdy rodzice usnęli, wstał, ubrał się i wymknął z domu. Księżyc świecił jasno, a białe kamyki, leżące dokoła domu, błyszczały jak nowe pieniążki. Jaś nazbierał ich tyle, ile tylko mógł zmieścić w kieszeniach. Potem wrócił i rzekł do Małgosi: — Bądź spokojna, kochana siostrzyczko, i śpij spokojnie, dobry Bóg nie opuści nas! — po czym położył się także do łóżka. O świcie, zanim jeszcze słońce wzeszło, wstała macocha i zbudziła dzieci. — Wstawajcie, leniuchy, pójdziemy do lasu po chrust! Potem dała każdemu po kawałku chleba i rzekła: — Macie tu chleb na obiad, ale nie zjadajcie wszystkiego od razu, bo więcej nic nie dostaniecie. Małgosia schowała chleb pod fartuszek, gdyż Jaś miał w kieszeniach kamyki. Po chwili wszyscy czworo ruszyli do lasu. Gdy uszli kawałek drogi, Jaś pozostał w tyle, patrząc za siebie na domek. Czynił tak co pewien czas. — Jasiu — zapytał ojciec — czemu oglądasz się ciągle za siebie? Pośpiesz no się! — Ach, ojcze — rzekł chłopiec — patrzę na swego białego kotka, który siedzi na dachu i chce się ze mną pożegnać. A macocha na to: — Głuptasie, to nie twój kotek, to słońce poranne tak błyszczy na kominie. Ale Jaś nie oglądał się za kotkiem, lecz raz po raz rzucał za siebie biały kamyczek na drogę. Kiedy się znaleźli w głębi lasu, rzekł ojciec: — Nazbierajcie, dzieci, chrustu, rozpalimy ogień, abyście nie zmarzły. Jaś i Małgosia naznosili chrustu, a gdy rozniecono ognisko i płomień strzelił wysoko, macocha rzekła do dzieci: — Połóżcie się przy ogniu i wypocznijcie, a my pójdziemy głębiej w las narąbać drew. Wracając przyjdziemy po was i razem pójdziemy do domu. Jaś i Małgosia siedli przy ogniu, a w południe każde zjadło swoją kromkę chleba. A że słyszeli uderzenia siekiery, pewni byli, że ojciec jest w pobliżu. Lecz to nie siekiera była, ale gałąź, którą przywiązał drwal do drzewa i którą wiatr uderzał o drzewo. Po pewnym czasie dzieciom przymknęły się oczy ze znużenia — i zasnęły. Kiedy się wreszcie obudziły, była już ciemna noc. Małgosia rozpłakała się, mówiąc: — Jakże się wydostaniemy z lasu? Ale Jaś pocieszał ją: — Poczekaj, aż się księżyc ukaże, a wtedy znajdziemy już drogę. Kiedy księżyc wzeszedł, wziął Jaś siostrzyczkę za rękę i poszedł z nią śladem kamyków, które błyszczały w świetle księżycowym jak nowiutkie pieniążki i pokazywały im drogę. Szli całą noc, a gdy dzień nastał, doszli do domu ojca. Zapukali do drzwi, a kiedy macocha otworzyła i ujrzała, że byli to Jaś i Małgosia, rzekła: — Niedobre dzieci, coście robiły tak długo w lesie? Myśleliśmy, że nie chcecie już wrócić! Ale ojciec uradował się, gdyż trapiły go wyrzuty sumienia, że pozostawił dzieci same w lesie. Wkrótce potem bieda znowu zajrzała do chatki drwala, a dzieci usłyszały, jak macocha mówiła w nocy do ojca: — Znowu wszystko zjedzone. Mamy jeszcze pół bochenka chleba, a potem co? Musimy pozbyć się dzieci! Zaprowadzimy je głębiej w las, żeby już nie trafiły z powrotem: nie ma innej rady. Strapił się ojciec i pomyślał: "Lepiej by było, abyśmy się podzielili z dziećmi ostatnim kęsem chleba". Ale żona zburczała go, czyniąc mu wyrzuty. Kto mówi A, musi powiedzieć i B, i biedny ojciec zgodziwszy się raz, musiał i tym razem zgodzić się na żądanie złej macochy. Lecz dzieci nie spały jeszcze i słyszały całą rozmowę. Gdy rodzice usnęli, Jasio wstał, chcąc znowu nazbierać kamyków, ale zła macocha zamknęła drzwi i Jaś nie mógł wyjść. Pocieszał jednak siostrzyczkę: — Śpij spokojnie i nie martw się, dobry Bóg dopomoże nam! Gdy ranek zaświtał, macocha kazała dzieciom wstać. Dała każdemu po kawałku chleba, mniejszym niż poprzednim razem. Po drodze pokruszył Jaś chleb w kieszeni, przystanął i rzucił jeden okruszek na ziemię. — Jasiu, czemu oglądasz się ciągle za siebie? — zapytał ojciec. — Pośpiesz no się! — Oglądam się za gołąbkiem, który siedzi na dachu i chce się ze mną pożegnać. — Głuptasie — rzekła macocha — to nie gołąbek, to słońce poranne tak błyszczy na kominie. Ale Jasio raz po raz rzucał za siebie okruszynki chleba. Macocha poprowadziła dzieci znacznie głębiej w las, gdzie nigdy jeszcze nie były, kazała im rozpalić wielkie ognisko i rzekła: — Posiedźcie tu, dzieci, a jeśli się zmęczycie, możecie się przespać. My idziemy do lasu rąbać drzewo, a wracając wieczorem wstąpimy tu po was. W południe podzieliła się Małgosia z Jasiem swoim chlebem, gdyż Jaś swój kawałek rozrzucił po drodze. Potem zasnęli oboje i minął wieczór. Ale nikt nie przyszedł po biedne dzieci. Obudziły się dopiero późno w nocy. Jasio pocieszał swoją siostrzyczkę tak jak przedtem: — Nie płacz, Małgosiu, gdy księżyc wzejdzie, okruchy, które rozrzuciłem po lesie, wskażą nam drogę do domu. Ale gdy księżyc się ukazał, nie znalazły dzieci okruchów, gdyż tysiące ptaszków, żyjących w lesie i w polu, dawno je wydziobały. Jaś powtarzał ciągle: — Nie bój się, Małgosiu, znajdziemy jakoś drogę! Ale nie znaleźli jej. Szli całą noc i cały następny dzień, od rana do wieczora, ale nie...

To dopiero początek tej magicznej historii! 📖

Pełna wersja bajki jest dostępna w aplikacji Bajkomat

Jak przeczytać całą bajkę?

Pobierz aplikację Bajkomat i odkryj pełną wersję tej bajki oraz setki innych historii. Możesz także stworzyć personalizowaną wersję tej bajki z imieniem dziecka.

✨ W aplikacji znajdziesz:

• Pełne wersje wszystkich bajek

• Bajki z imieniem Twojego dziecka

• Możliwość słuchania bajek wybranym głosem

• Słuchanie offline

Bajkomat

Bajkomat

Aplikacja, która tworzy spersonalizowane bajki dla Twojego dziecka i czyta je Twoim głosem. Magiczne historie na wyciągnięcie ręki.

Nawigacja

Strona głównaPubliczne bajkiNowośćPorównaniaCennikKontakt

Pobierz aplikację


© 2025 Bajkomat. Wszystkie prawa zastrzeżone.